Ludwinow

W XVIII w. Ludwinów, wraz z niedalekim Zakozielem znalazły się w ręku pochodzącej z Podlasia i osiadłej na Polesiu od XVII w. rodziny Orzeszków herbu Pobóg. Na początku XIX w. właścicielem Ludwinowa byl Mikołaj Orzeszko


W XVIII w. Ludwinów, wraz z niedalekim Zakozielem znalazły się w ręku pochodzącej z Podlasia i osiadłej na Polesiu od XVII w. rodziny Orzeszków herbu Pobóg. Na początku XIX w. właścicielem Ludwinowa byl Mikołaj Orzeszko. Jego spadkobiercą został bratanek, Piotr Orzeszko (1825-1874), który w 1858 r. poślubił 16-letnią wówczas zaledwie Elizę Pawlowską spod Grodna. To ona właśnie weszła do historii literatury polskiej jako Eliza Orzeszkowa (1841-1910). Przyszła pisarka spędziła w ludwinowskim dworze sześć lat. Wraz z nimi mieszkał młodszy brat Piotra, lekarz Florenty (Florian) Orzeszko (1833-1905). Kraszewscy byli spokrewnieni z Orzeszkami i odwiedzali Ludwinów. Tak opisuje Ludwinów Orzeszkowa w liscie do Józefa Ignacego Kraszewskiego: „Ludwinów był bardzo ładną wioską poleską, otoczoną lasem, z wielkim i prześlicznym ogrodem, w którym jedna szczególnie aleja ze starych kasztanów posiadała królewską niemal wspaniałość. Dom był obszerny i wygodny, ale pod strzechą jeszcze wiała zeń stara i wiecznie piękna poezja szlacheckich dworów naszych.”

Dwór w Ludwinowie, po staroświecku rządzony, był bardzo liczny i wesoly. Rezydentów, rezydentek, panien respektowych i pasibrzuhów, i służby bez liku, gości ćma, jedzenia w bród, kapelan, msza rano w kaplicy, gwar i ruch dzień cały.

A tak ocenia sześcioletni pobyt w Ludwinowie sama Eliza Orzeszkowa (cyt. za biografem pisarki, Edmundem Jankowskim): „Pod względem umysłowym pobytowi memu w tamtych stronach wiele zawdzięczam ze względu zarówno jakości, jak ilości ludzi, ktorych tam znałam, ze względu też na doskonałą możliwość przypatrzenia się cechom i naturze dogorywającej przedpowstaniowej epokl i dwom wielkim wypadkom, które tę epokę zakończyly, tj.

oswobodzeniu włościan i powstaniu. W myśli swojej zwykłam tę epokę życia nazywać swoim uniwersytetem. (…) Pierwsze dwa lata ze względu na ówczesne usposobienie swoje muszę do lat zupełnie jeszcze dziecinnych zaliczyć. (…) Byłam wtedy po prostu samym śmiechem, samą pustotą, samą próżnością, bo cieszyło mnie i bawiło, nawet miłość własną przyjemnie głaskało wszystko: ślicznie urządzony dom ludwinowski, stroje, służba, niezliczone wizyty bliższe i dalsze, całe grona przyjaciółek, rówieśnic i młodych sąsiadów. Była wtedy moda zakładania do karety siedmiu koni z forysiem na przedzie, a do kocza piątki po krakowsku; jeździłam w oba te sposoby, a raczej latałam, bo p. Orzeszko był zwolennikiem jazdy szybkiej i do krewnych odlegle mieszkających jadąc, często mil dwadzieścia kilka lub 30 przebywaliśmy w jedną dobę (…) Stosunek mój z mężem był wtedy koleżeński i przyjacielski, bez sentymentów, ale i bez niezgody, owszem, z chęcią wzajemnego dopomagania sobie w upiększaniu i rozweselaniu domu i życia. (…) Ludwinów położony był na rozległej płaszczyźnie poleskiej posród lasów i łąk wilgotnych, z których u końca lata i przez całą jesień dobywały się mgły lekkie, blade, cały widnokrąg przysłaniające i nadające mu charakter smętku i melancholii.” Swoje reminiscencje z okresu pobytu na Polesiu Orzeszkowa zawarła także w artykule zamieszczonym w „Tygodniku Ilustrowanym” z 1867 r., gdzie tak pisze o poleskim krajobrazie: ,,To smętna kraina, bez wód przezroczystych, bez gór; równa, monotonna, jakby ciągle zamglona. Na niedoścignionych okiem przestrzeniach rozkladaja się pola piaszczyste, gdzieniegdzie tylko urodzajne, pszeniczne. Po błotnistych łąkach biegną między kepami wąskie pasy grobel, z dala już grożąc kołom wozu podróżnego.

Rozległe lasy szumią koronami wysokich dębów i sosen, albo rosną nisko i karłowato. Rzeki i nigdzie nie dojrzysz, chyba jaki kanał kopany lub wąski, półbłotnisty strumień. Górą zwie się tam każda, by najmniejsza wyniosłość ziemi. Na tych górach, po prostu małych wzgórkach, najczęściej piaszczystych i karłowatą sosniną porosłych, kilkanaście lub kilkadziesiąt kryżów ku niebu wybiega, siegając ramionami wyżej nad otaczającą roślinność. Cmentarze wiejskie, jako najwyższe punkta okolicy, co chwila prawie zatrzymują wzrok podróżnego, rzekłbys, iż nad smętną krainą, gdzie natura sennym tylko oddycha życiem, myśl śmierci zawisła i przypomina się nieustannie gęsto rozsianymi mogilnikami. Jesienią strona ta przedstawia się w całej potędze swoich cech; deszcze zdają się tam padać obficiej niż gdzie indziej; szara masa błota pokrywa przestrzenie całe; na groblach podróżni bywają jakby na morzu zagrożeni utonięciem, a ku wyratowaniu ich zamiast kotwicy służą woły, zmuszone do wydźwigania zapadających powozów. Mgły gęste czarnym obłokiem pokrywają lasy, rozstępując się gdzieniegdzie, jakby umyślnie dla pokazania cmentarnych krzyżów, wznoszących się nad spłakaną ziemią sosen.

W wielkich tych obszarach, po łąkach kępiastych, między szerokimi polami, pod cieniem gęstych lasów, drogi biegną daleko, daleko, jakby nigdy kończyć się nie miały, przerzynają różne wsie i wiodą do dworów, które już białe, już szare, bogatsze i uboższe, wychylają się spod lasów. ”
W Ludwinowie Eliza wzięła udział w powstaniu 1863 r., o wydarzeniach, którego później napisała zbiór opowiadań „Gloria victis” (1910). Piotra wywieziono na Syberię za udział w powstaniu.

https://harodnia.com/be/uczora/rasijskaja-impieryja/634-chastka-ii-putsyavodnik-pa-myastsinakh-paustannya-1863-g